czwartek, 31 maja 2012

Opowieści cmentarnej ciąg dalszy.

    Nie mogę znaleźć wydawcy na moją cmentarną opowieść. W jednym wydawnictwie usłyszałam, że gdyby to była powieść dla kobiet... Nie rozumiem. Czy to znaczy, że kobiety nie mają poczucia humoru a jedyną tematyką jaka je interesuje jest miłość w różnych odmianach i wariantach? Albo dzieci?
   Ostatnio wydawcy doszli do wniosku, że najpewniejszą grupą czytelniczą są właśnie kobiety i w związku z tym na nich nalezy się skupić, co nie jest trudne, bo jak powszechnie wiadomo kobieta ma mały mózg i nie jest specjalnie wymagająca. Wystarczy jakaś łzawa historia, ona go kocha, on ją niby też, ale niezbyt dokładnie, bo przy okazji kocha jeszcze jej byłą przyjaciółkę czy jakoś tak. Ona od niego ucieka i wiąże się z przystojnym leśniczym albo jeszcze lepiej byłym narzeczonym własnej córki. A wszystko w sielskiej scenerii Mazur, na Kaszubach albo na głuchej, aczkolwiek urokliwej wsi sandomierskiej.
    Po jakimś czasie odezwali się z innego wydawnictwa z pytaniem, czy może przypadkiem mam coś dla... kobiet. Przypadkiem zgłupiałam doszczętnie. Nie wiem już co znaczy "dla kobiet". Myślałam, że kobieta to taki sam gatunek homo sapiens jak mężczyzna. Tak samo zróżnicowana, mająca rozmaite gusta, zainteresowani, upodobania. Lubiąca kryminały albo powieść akcji. Tyrmanda bądź Mniszkównę. Gretkowską albo Balzaca. Albo i to i to. Otóż nie. Dowiedziałam się, że książki dla kobiet muszą się trzymać pewnego wzorca, jak poinformowała mnie jedna miła pani, co powiedziała, że się zna. Dodała jeszcze, że przyśle mi ten wzorzec mailem i jeśli uda mi się coś sklecić według niego - wezmą.
    W związku z tym kolejny fragment mojej cmentarnej grupy.

      Za wielką kępą splątanych rododendronów, którym powódź jakoś nie zaszkodziła, widniały resztki kaplicy. Najlepiej zachowały się drewniane wierzeje, solidne i potężne, z żelazną klamką, bardziej przypominające wejście do stodoły niż drzwi kaplicy. Osadzone na grubych trzpieniach podtrzymywały kamienne sklepienie, które z od drugiej strony było już tylko kupą bezładnie porozrzucanego budulca. Aż dziw, że nikt do tej pory ich nie ukradł! Zabytkowe i ozdobnie rzeźbione wrota z pewnością warte były majątek, a w miasteczku wszyscy kradli na potęgę.
      - Słuchajcie! – krzyknęła nagle Artystka. – Coś mi się przypomniało!
     - Czy ona zawsze musi robić takie efekciarskie wejścia? – skrzywiła się Starsza, ale szybko zamilkła, zaintrygowana tajemniczą miną Artystki.
     - Podsłuchałam kiedyś, jak rozmawiały dwie żywe, na cmentarzu. Akurat spać nie mogłam, a one siedziały na ławce obok. Nawet myślałam, że to te, tfu, Róże różańcowe kwiaty przyszły mi gwizdnąć, ale nie, to były inne. Mówiły właśnie o tym zalanym parku!  Że  przeklęte miejsce i że tu straszy.
    - Może ktoś od nas tu bywa? – wyraził przypuszczenie Ojciec Rodzina.
     - Od nas?! – prychnęła Gruba Dama. – Do zamku im się nie chce tyłków ruszyć, chociaż mają dwa kroki, a tu mieliby się zapuszczać? Ostatnio w ogóle coraz trudniej kogoś z grobu wyciągnąć… - westchnęła z żalem. – Kiedyś to były spotkania! Te dyskusje do białego rana, zabawy…
    - Do rzeczy! – przerwał Górnik. – I co z tego, że straszy? Chyba się nie boicie?
    - Nie rozumiecie?! – Młodsza w mig pojęła, co Artystka ma na myśli. - To z pewnością ona! Ktoś tu musiał widywać Kobietę z Klasą. Przecież dziwne, że do końca tego nie rozkradli! Zobaczcie! – wskazała ręka na drzwi. – Za to można by wziąć niezłą sumkę! Widocznie czegoś się bali! – zakończyła z tryumfem. (W tym miejscu autorka poczuła się nieco zaniepokojona. Przemyślenia Młodszej zbyt często pokrywały się z jej własnymi.) – A to znaczy – dodała Młodsza  - że jesteśmy na tropie!
    - Kapitan Sowa się znalazł – burknęła Starsza.
    - Dlaczego sowa? – nie zrozumiała Młodsza, choć wyczuwała, że nie o komplement tu chodzi.
    - Taki serial był, pani jest za stara, żeby pamiętać… to znaczy za młoda, chyba… – Górnik podrapał się po głowie nie mogąc zlokalizować wieku Młodszej względem serialu. - Ale co racja, to racja – oświadczył. – Tak może być, jak pani mówi. Ludzie nie przychodzą, bo się boją, że straszy, a skoro to nikt od nas, to moja logika podpowiada, że to może być ta, której szukamy.
     Maryś z Romkiem nie brali udziału w dyskusji. Obchodzili zrujnowaną budowlę, uważnie się jej przyglądając i obmacując poczerniałe ściany.
     - Ten park należał kiedyś do zamku… - zaczął Maryś w zamyśleniu. – Mówią, że pod zamkiem są lochy, które ciągną się przez wiele kilometrów…
     - Myśli pan…?
     - Co tu po próżnicy gadać! –  Gruba Dama dosłyszała rozmowę. – Trzeba sprawdzić! – oświadczyła dobitnie i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, ścisnęła sobie nos palcami, jakby zamierzała nurkować, zamknęła oczy i zapadła się pod ziemię. Po kilku sekundach była z powrotem.
     - Wolna przestrzeń! – wykrzyknęła podekscytowana. – Trochę mokro i korzenie zwisają, ale poza tym, jak w domu!
Bez słowa uzgodnienia reszta towarzystwa zrobiła to samo.
   
       Znaleźli się w wąskim, częściowo zalanym wodą korytarzu. Jeśli nawet przed chwilą wydawało im się, że na dworze jest ciemno, dopiero tutaj przekonali się, co znaczy określenie egipskie ciemności. Mimo, że większą część dnia spędzali pod ziemią, na ogół wtedy rozkoszowali się snem wiekuistym, a do tego, jak wiadomo światło jest niepotrzebne. Dlatego teraz poczuli się nieswojo.
     - To niesprawiedliwe – szepnęła Artystka, usiłując coś zobaczyć. – Przenikać możemy, ale świecić to już nie. Między bajki włożyć te wszystkie historie o świetlistych zjawach. Jakbym była świetlista, to bym się teraz w tym łajnie nie babrała – mruknęła, mając na myśli cuchnący szlam, pokrywający dno korytarza. – Widziałabym, gdzie nogi stawiać…
     - Niech pani nie jęczy! – w Ojcu Rodzinie odezwał się duch harcerza. – Zrobimy jak na nocnych podchodach! Niech każdy położy obie ręce na ramieniu osoby, która stoi przed nim i w ten sposób się nie pogubimy. No, raz dwa! Pan Poeta na pani Pasażerce…
     - Ale ja nie chcę być ostatnia! Boję się! – zaprotestowała Młodsza, odsuwając nieznacznie Pasażerkę i przepychając się do przodu. – Mogę tu?
     - Proszę, oczywiście… - Pasażerka nie wyglądała na zadowoloną, ale posłusznie zwolniła miejsce koło Poety. – To ja w takim razie na panu Romanie…
     - Po co tam zaraz tak oficjalnie… Romek jestem – Trendy Romek szarmancko szurnął butami, ale wyszło z tego chlupnięcie.
      - Nora – Pasażerka uśmiechnęła się zalotnie, czego jednak Romek nie mógł zauważyć z powodu ciemności.
     - Gdzie? – zdziwiła się Starsza. – Pan Marian mówił, że lochy…
     Młodsza, tłumiąc śmiech, szturchnęła ją w ramię.
     - Cicho, imię takie durne…
     Po krótkich przepychankach kondukt został wreszcie sformułowany. Prowadził Maryś, wiodąc za sobą Grubą Damę, a pochód zamykał Górnik, popychając przed sobą Artystkę, która co chwilę zaplątywała się we własną sukienkę. Obie ręce miała zajęte, więc nie mogła w żaden sposób jej podtrzymywać. Górnik, słysząc jak co chwila biadoli pod nosem, pomyślał, jakie to szczęście, że pochowano go w spodniach.
     Ponury korytarz ciągnął się i ciągnął. Czasem mieli wrażenie, że opada w dół, a wówczas wędrówka stawała się jeszcze bardziej uciążliwa. Splątane korzenie drzew i innych roślin tworzyły gruby kożuch u sufitu i raz po raz ktoś zahaczał o nie głową. Wszędzie śmierdziało stęchlizną i szlamem. W dodatku było ciasno; niekiedy ściany tak bardzo zbliżały się do siebie, że pozostawał jedynie wąski przesmyk.  Naraz Gruba Dama podniosła larum, bo zdradziecki korzeń chwycił ją za włosy. Musieli przystanąć, a Poeta i Maryś ostrożnie ją uwolnili.
    - Moją jedyną ozdobę mogłam stracić! – zawołała z rozpaczą, po omacku usiłując odtworzyć zrujnowaną fryzurę. – Śmierdzę jak cap! Mam dość! – dodała płaczliwie i jednym gwałtownym ruchem uniosła się w górę, zamierzając wydostać na powierzchnię.
     Rozległ się głuchy łoskot, a zaraz potem wszyscy usłyszeli jej krzyk.
     - Co się dzieje?! – zaniepokoił się Romek, wyciągając ręce w ciemności. – Halo! Proszę pani! Jest pani tu jeszcze?
    Gruba Dama bełkotała coś bez sensu.
    - Co jest, do cholery?! – zdenerwował się Górnik. – Uważaj, gdzie leziesz! – wrzasnął ze złością, bo ktoś popchnął go na ścianę. – Nie rozpychać się!
    Gruba Dama w dalszym ciągu wydawała z siebie nieartykułowane jęki.
     - O boże, nic nie widzę! Niech ktoś nią potrząśnie, bo się zacięła! – zażądała Artystka. – I dlaczego ciągle jest tutaj? Miała iść na górę!
   Gruba Dama w końcu odzyskała mowę.
     - Nie mogłam przeniknąć – wystękała trochę wyraźniej. – Nie dało się! Wyrżnęłam głową w jakiś kamień aż mi się ciemno przed oczami zrobiło. Język sobie chyba przygryzłam…
    - Bez przesady! – z politowaniem zaprotestowała Starsza.
    - No co, naprawdę czuję, jakby bolało!
   Z ciemności dobiegł głos Marysia.
    -  Może trzeba było trochę z boku, tu są kamienie…
    - A od kiedy to kamienie przeszkadzają? – zdziwił się Poeta, po czym sam spróbował przeniknąć. Reszta poszła w jego ślady.
     - Nie da się! –  zdruzgotana Pasażerka pomasowała sobie czubek głowy. Już zdążyła się przyzwyczaić do tego sposobu poruszania i uważała go za bardzo praktyczny. – Utknęliśmy! Jesteśmy uwięzieni! – wykrzyknęła histerycznie. Jej głos odbił się echem od ścian i zniknął w czeluści pustego korytarza przed nimi.
      Zapadła grobowa cisza. Mogłoby się wydawać, że bohaterowie tej opowieści powinni być przyzwyczajeni do przebywania pod ziemią. Jednak co innego leżeć w wygodnej trumnie, obitej wewnątrz błyszczącym, delikatnym jedwabiem, rozkosznie szeleszczącym przy każdym ruchu, z miękką poduszką pod głową, z możliwością natychmiastowego jej opuszczenia, a co innego być uwięzionym w cuchnących, mokrych kazamatach. Na wędrowców padł blady strach.
      Po długiej chwili, przerywanej jedynie posapywaniami Starszej, rozległ się głos Górnika.
     - Ja pitolę, ale bryndza…

3 komentarze:

  1. Głupek ten wydawca, rozumiem, że to ten już nieaktualny? Poproszę o więcej, intryguje mnie środowisko bohaterów. Aha, tu: "[drzwi] Osadzone na grubych trzpieniach podtrzymywały kamienne sklepienie" to ja bym radził jakiegoś architekta skonsultować, bo drzwi podtrzymujące sklepienie jakoś mi się nie mieszczą w światopoglądzie:)) http://www.zgapa.pl/zgapedia/Portal_(architektura).html oraz http://pl.wikipedia.org/wiki/Nadpro%C5%BCe

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za radę, faktycznie, dziwnie brzmią te drzwi. Wyobraźnia przestrzenna najwyraźniej mi szwankuje :) Jeśli naprawdę Ci się to spodobało, to miło mi niezmiernie. Toczą się rozmowy z nowym wydawcą i nie wiem jeszcze co z nich wyniknie, bo znowu wygrała "pozycja dla kobiet". Spróbuję jeszcze wrzucić kawałek, może nie zaszkodzi :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze możesz to nazwać "romansem cmentarnym":) Wydawcy sami sobie strzelają w stopy.

    OdpowiedzUsuń