niedziela, 20 maja 2012

Jak nie napisałam powieści.

Przeniosłam się z pisaniem na taras. W domu chłodno, przyjemnie, ale w końcu nie żyjemy w tropikach i każdy słoneczny upał ustapi kiedyś miejsca mrocznej, ponurej szarudze więc dopóki się da trzeba korzystać z dobrodziejstw aury. Tym bardziej, że przyjemną, bo odległą starość mam zamiar spędzić w którytmś z krajów śródziemnomorskich więc postanowiłam spróbować jak to jest kiedy słońce nie służy wyłącznie do opalania. Z ogrodu dolatuje słodki zapach miododajnego, srebrzystego oliwnika z niepozornymi kwiatkami.... Włączam komputer.
     Tawerna "U Vassilisa" położona była na wysokim klifie, niemal przy samej plaży. Z kamienistego tarasu na którym rozstawiono stoliki roztaczał się widok na tajemniczą, bezkresną czerń, upstrzoną gęsto maleńkimi, świetlnymi punktami. Na południu, w oddali, gdzieś wysoko ponad linią horyzontu pulsowały miarowo czerwone światła wiatrowych elektrowni, a w dole pod nimi złociły się nitkami światła miasteczka...  Czy oliwnik jest północnym krewnym drzewa oliwnego? Taki sam szarosrebrny kolor, ale inny pokrój. Sprawdzam, nie jest. Należy do gatunku oliwnikowatych w przeciwieństwie do oliwki, która wywodzi się z oliwkowatych. Jedna literka i zero pokrewieństwa.  Z rozłożystego figowca nad stolikiem zwieszały się dojrzałe owoce. Przy samym pniu ktoś powiesił warkocze czosnku. - Wiesz, co to jest? - Giorgios sięgnął ponad głowę. - Figa. - Dla Kreteńczyka to coś więcej - usmiechnął się i podał Julii wydłużoną, fioletową kulkę.... Dlaczego główki tych filetowych petunii jakoś tak smętnie zwisają? Nie trzeba wielkiej bystrości, żeby stwierdzić, że cierpią na brak wody... Konieczna natychmiastowa reanimacja! Po kilku chwilach jest po sprawie: krople życiodajnej wody błyszczą na zwiniętych w trąbki listkach. Julia naraz zrozumiała dlaczego przez cały czas mimo brudnego ubrania i niestrzyzonej dawno brody sprawiał wrażenie honorowego, pełnego godności i dumy. Była w nim jakaś niepokojąca hardość, schowana pod przykrywką uprzejmości i dobrego wychowania. Jednak miała pewność, że gdyby przyszło mu walczyć o coś, co jest dla niego najważniejsze - nie zważałby na dobre wychowanie... Przyszedł kot Henryk. Łasi się i mruczy, ociera o kolana nie pozostawiając najmniejszych wątpliwości: jeść! Porzucam komputer; wobec kocich wymagań jestem bezradna. Gdyby Henryk umiał mówić i zażyczył sobie świeżej polędwicy w środku nocy - bez wahania wyruszyłabym na poszukiwania całodobowego mięsnego. Na szczęście nie umie. Na dźwięk otwieranej puszki nagle zlecieli się wszyscy koci mieszkańcy mojego domu. Zjedli w kilka chwil a następnie zaczęli domagać się należnych im karesów. Mam strasznie rozpieszczone i głodne czułości koty... Więcej czasu zajmuje mi ich głaskanie i mizianie niż karmienie.
   Koty nakarmione i wypieszczone, petunie podlane, oliwnik sklasyfikowany. Zasiadam znowu do pisania. Nie zdążyłam przysunąć fotela do stołu, kiedy naraz z głebi ogrodu dolatują rozpaczliwe piski i skrzeki. Porzucam fotel i o mało nie łamiąc sobie nóg lecę sprawdzić. Kot Henryk złapał małego wróbla, który właśnie uczył się latać. Rodzina wróbelka obsiadła najbliższy świerk i podniosła raban zdolny ogłuszyć głuchego. Kot Henryk nie zamierzał skonsumować wróbelka od razu, najpierw chciał się nim pobawić. Nie czekając na bardziej dramatyczny rozwój akcji jednym susem dopadam Heńka mordercę i wyrywam mu z pyska potencjalną ofiarę. Wróble drą się jeszcze bardziej. Stoję na środku ogrodu z cudem ocalałym i zastanawiam się co teraz mam z nim począć. Zostawić? To Heniek zeżre z pewnością. Zanieść do gniazda? Cholera wie, gdzie to gniazdo... W końcu zanoszę na płaski dach tarasu z życzeniami, żeby go rodzice znaleźli i wracam do pisania. Kiedy przyjechał po nią wieczorem.... Magda! Schowaj pranie, burza idzie. Wreszcie trochę popada! Sąsiadka zza żywopłotu pojawia się nieoczekiwanie z radosną nowiną więc nie pozostaje mi juz nic innego jak zaproponować jej kawę i pyszne szparagi polane masełkiem, które i tak miałam potem ugotować więc właściwie  mogę teraz.
    Wieczorem zwinęłam z tarasu cały pisarski majdan. Jeśli mam skończyć książkę w tym stuleciu muszę taras  omijać szerokim łukiem.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz