poniedziałek, 21 maja 2012

Czas sprzedawców.

    Sobotni wieczór, w telewizji program z udziałem śpiewających amatorów. Po zakończonym wystepie jedna Ładna Pani krzyczy zza jurorskiego stołu do Nieśmiałego Wykonawcy, ściskającego mikrofon w spoconych rękach: pokaż, że jesteś dobry! przekonaj nas, że warto w ciebie zainwestować! sprzedawaj się trochę skuteczniej!
   Nieśmiały Wykonawca ma anielski głos, który zabiera mnie w inne rejony świadomości, jest wrażliwy i ma na wierzchu emocje, delikatne jak pajęcze nitki, ale nie ma siły przebicia. Nie jest sprzedawcą, tylko artystą. Myślę sobie, iż wychodzi z założenia, że jeśli jego muzyka nie zdołała przekonac Ładnej Pani zza jurorskiego stołu - to nie istnieje już nic, co mogłoby to zrobić.  Pani zza stołu nie wróży mu kariery: otwórz się, wywal bebechy, pokaż, że jesteś gość! Nie możesz stać tu i przepraszać, że żyjesz!
    Czas sprzedawców. Można kręcić przysłowiowy bicz z piasku, wystarczy tylko wszystkich przekonać, że nie ma bez niego życia. Sprzedawca jest ważniejszy niż produkt, który sprzedaje. Jeśli ma zacięcie i talent jak drobni żydowscy sklepikarze w przedwojennym Tomaszowie Lubelskim, karierę ma jak w banku: piosenkarza, muzyka, showmana a nawet pisarza. Talent muzyczny czy literacki jest rzeczą drugorzędną. Naiwne jest myślenie, że w dzisiejszych czasach sztuka się sama obroni. Gdyby Szopen żył dzisiaj i tworzył sobie siedząc w swoim dworku w Żelazowej Woli, nie zabiegał o poklask (czyt: nie próbował się sprzedawać) a nie daj boże nie miał telewizora czy internetu, istnieje spora szansa, że świat nigdy by o nim nie usłyszał. Zresztą nos miał jakiś taki... niemedialny.
    Mam w sobie głęboko zakorzenioną niechęć do sprzedawania. Nie mogę znieść artystów, którzy  wyskakują z każdego miejsca jak diabeł z pudełka, przekonani, że najważniejsze, żeby o nich mówili: nieważne, dobrze, czy źle. Pół biedy, jeśli potrafię takiego sklasyfikować: dziennikarz, aktor, solista... Gorzej, kiedy znam jego żonę, wiem, co jada na śniadania i jakim autem jeździ, a nie mam bladego pojęcia z jakiego powodu w ogóle go kojarzę...
    Wracając do Niesmiałego Wykonawcy: mocno wierzę, że choćby zaszył się w najbardziej ciemnym kącie i nie zniżał do fikania koziołków, żeby wszystkich przekonać, jaki jest fajny - i tak znajdą się ludzie, dla których jego muzyka będzie ważna, bo jeśli widza, czytelnika, słuchacza nie przekona "produkt", to nie pomoże choćby najbardziej sprawny sprzedawca.  
  

2 komentarze:

  1. W powszechnym mniemaniu mamy więc dwa wybory: być niewrażliwym — uboższym, ale pozbawionym dylematów i cierpienia, przez co bardziej pasujący do wymagań współczesności i posiąść większą szansę zostania "wybornymi" sprzedawcami lub być wrażliwym — ze wszystkimi tego konsekwencjami, nawet skazując się na niszową przynależność do wyznawców kultu ważności samego "produktu" ! Czy ten wybór jest trudny ? Hm, ... i niech to będzie hmm w swej oczywistej odpowiedzi - retoryczne, to tak dla bezpieczeństwa bo nic, a nic nie mam w sobie z "przekupy" ... za to z łatwością popadam w zachwyt nad "produktem" i to często powszechnie niezauważalnym !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem to przykre, bo w takich czasach łatwo można wpaść w pułapkę, że co odtrąbione jako sukces - na pewno nie jest warte zainteresowania i ominąć wartościową rzecz, którą, o dziwo, masowo zainteresowali się ludzie. Z drugiej strony rzecz ujmując, niszowość zawsze może stać się wygodnym tłumaczeniem dla kiepskiego twórcy :) Ale rozumiem Cię, sama z nieufnością podchodzę do wszelakich hitów, choć muszę przyznać, że bywam mile zaskoczona.

      Usuń