środa, 18 kwietnia 2012

Milczenie

    Doszłam ostatnio do wniosku, że zdarza mi się coraz więcej chwil, w których powinnam milczeć. To potwornie trudne, bo każdy nosi w sobie przekonanie (mniejsze lub większe), że jak tylko otworzymy usta, wyfruną z nich najczystsze brylanty. A już szczególnie pisarz, jako przedstawiciel "artystycznego zawodu", bywa zakochany w tym, co tworzy. Na szczęście nie każdy i nie zawsze. Częściej to sinusoida: od samouwielbienia, po czarną dolinę rozpaczy, głęboką jak sam Rów Mariański. Huśtawka nastrojów i kompletna niestabilność emocjonalna dotycząca własnej twórczości.
   Ale wracając do tematu: nasuwa mi się owa refleksja, kiedy zaglądam na różne strony zrzeszające autorów, na ich blogi, fb i inne portale o tematyce literackiej. Autorka A pyta autorkę B co ta ostatnia myśli o jej najnowszej powieści. Biedna autorka B zwija się jak piskorz, bo nie chce zrobić przykrości koleżance po piórze, choć najchętniej wysłałaby ją w diabły razem z jej twórczością. Jedna moja koleżanka podsunęła mi pomysł, że najlepiej wtedy powiedzieć, że cierpi się na chwilowy brak funduszy i nie ma za co nabyć książki. Istnieje oczywiście obawa, że autorka A zechce wspomóc biedną niedofinansowaną i wyśle jej książkę na własny rachunek i jeszcze dorzuci dwie poprzednie, ale cóż...  Zaryzykować zawsze można.
    Kiedy mnie pytają - milczę, a szczerze chwalę, gdy książka mi się podoba. Raz nie milczałam i nie mam już znajomej. Życzę mnóstwa sukcsów moim koleżankom po piórze, cieszę się ich radościami, ale nie chcę należeć do kółka wzajemnej adoracji. Nigdy nie pytam, czy ktoś przeczytał moje książki i czy mu się podobały, bo nie chcę narażać go, żeby był zmuszony wstawiać mi głodne kawałki o braku funduszy, a na krytykę mogłabym źle zareagować :)
    Poza tym obawiam się, że każdy pisarz jest zazdrosny o drugiego pisarza. Właściwie to jestem o tym głęboko przekonana. Nie o jego sukces, popularność, czytelników, nagrody czy miejsce w wikipedii. Jest zazdrosny o słowa, historie, bohaterów. O umiejętność prowadzenia akcji, o warsztat, o łatwość zamieniania myśli w zdania, o budowanie nastroju, o genialne spostrzeżenia... Ja bywam zazdrosna o to wszystko i mam tego pełną świadomość. Trudno, nikt nie jest doskonały. Ostatnio czytam "Labirynt nad morzem" Herberta i aż mnie skręca z zazdrości. Tak bliski mojemu, sposób widzenia świata i o lata świetlne oddalona umiejętność przekazania emocji. Choćbym żyła sto lat, nigdy nie znajdę takich słów.
    W takich chwilach chciałby się w diabły rzucić całe to pisanie; nie tracić czasu i czytać, czytać do utraty tchu... I milczeć. Hemingway powiedział kiedyś "Potrzeba dwóch lat żeby nauczyć się mówić; pięćdziesięciu, żeby nauczyć się milczeć" - czego Państwu i sobie życzę.

2 komentarze:

  1. Hemingway jak mówił to wiedział co:) A Labirynt nad morzem piękna rzecz, trudno nie być zazdrosną:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co za ulga, że nie jestem osamotniona w tej zazdrości:)

    OdpowiedzUsuń