Będziesz zbierać kwiaty
będziesz się usmiechać
będziesz liczyć gwiazdy
będziesz na mnie czekać...
Hmm, romantyczne prawda? Kwiatki będę zbierać, po łące biegać licząc gwiazdy, a wszystko to będzie twórczo działać na jego wyobraźnię. Mgiełka zwana sukienką, promienny usmiech, oczy zmrużone, a jego serce rozpłynie się jak wosk, gdy przed oczyma stanie mu moja upragniona sylwetka. Albo jak dwa woski.
Gdy dawno temu ktoś mi to śpiewał czułam się pożądana, kochana i najpiękniejsza na świecie.
Bożesz ty mój, ile będę miała zajęć, czekając na niego! (klaśnięcie) Bo to i kwiatki, i gwiazdy i uśmiechy. Nic to, w końcu przecież przybędzie i "będą mi grały skrzypce lipowe, będą śpiewały jarzębinowe drzewa, liście, ptaki wszystkie"....
Myślicie, że oszalałam? Możliwe. Dawno nie słuchałam Grechuty; kiedyś rozpływałam się już przy pierwszych taktach. Wczoraj mój osobisty mężczyzna wszedł do kuchni nucąc sobie pod nosem to o kwiatkach i gwiazdach. Już, już miałam zacząć się rozpływać, ale zamarłam z nożem nad niedokrojoną cebulą. Nieoczekiwanie przyszło mi do głowy, że niby dlaczego to ona zawsze czeka na niego? Owszem, będzie panią, damą i co tam jeszcze będzie chciał; będzie z nią tańczył i bajki opowiadał w swoim czasie, ale póki co, ona czeka, nie da się ukryć.... Nie pójdzie do koleżanki, nie zajmie się niczym sensownym (bo te kwiatki i gwiazdy, to sami przyznacie...), książki nie przeczyta, Ameryki nie odkryje, prochu nie wymyśli.
On gdzieś, hen, za górą, zajmuje się z pewnością sprawami wagi najwyższej i jak znajdzie czas, to przyjedzie; wpadnie, żeby potańczyć i wykonać numer ze słońcem z pomarańczy. No i sprawdzić, czy ona dobrze się spisuje jako jego romantyczne widziadło.
A na razie obiecuje cuda wianki, które ona łyka jak gęś i to w dodatku z maślanym spojrzeniem. Wiem, że z maślanym, bo też takie miewałam.
Nic inspirującego, żadnej wiary w jej możliwości, talenty; żadnej zachęty, wsparcia, choćby najmniejszego wyzwania. Owszem, pojawiają się skrzypce, ale w innym kontekście...
Mogłabym tak dłużej, ale nie będę, bo się przeraziłam. Co się stało z moją romantycznością, moją bezgraniczną wiarą w poezję? Dlaczego wyobraźnia żywi się banałem? Co za prozaiczny demon usiadł mi na ramieniu i judzi?
Już wiem, to wszystko robota feministek!
Super, Pani Magdaleno... takie jesteśmy :) Ale czy chciałybyśmy się zmienić?
OdpowiedzUsuńNo właśnie, tak troszkę... dzisiaj idę do kina - sama!
Pozdrawiam serdecznie :)
Ależ skąd :) Choćbym miała trzy doktoraty, a na koncie odkrytą Amerykę i wymyślony proch, to i tak bardziej się rozpłynę jak On powie, że mam cudne oczy :) Taka karma :)
UsuńA smotne wyjścia do kina też lubię. Życzę miłego seansu i
pozdrawiam ciepło :)