poniedziałek, 2 lipca 2012

O tym, jak się rozpłynęłam. Bez przenośni.

    A tam, dzisiaj bez zadęcia wielkiego. Upały nie sprzyjają. Pod wpływem wysokiej temperatury kurczą się moje szare komórki, a na synapsach nie iskrzy. Ciało buntuje się na samą myśl o jakimkolwiek ruchu. Ręka, dobra, znajoma ręka, jeszcze wczoraj aktywna i lekka, dziś waży tonę. Prawie słyszałam, jak warczała, kiedy rano przyszło mi do głowy, żeby przyciąć róże. Czy można się sprzeciwiać warczacej kończynie? Pytanie z serii retorycznych...  Zwłaszcza, gdy dołączyła do niej noga, a właściwie dwie i w związku z tym pies musiał się zadowolić banalną scenerią ogrodu. Wszystko traci kształt, rozpływa się, roztapia w jedną bezładną masę... Myśli snują sie leniwie, a i tak trudno złapać jakąś sensowną. Gdybym dzisiaj usiadła do pisania, mogłabym jak Witkacy, zaznaczyć pod spodem: pod wpływem upału. On miał inne używki, wiem... 
    Najbardziej senne i rozmemłane rozważania są dzisiaj szybsze ode mnie. Czy można pozwolić sobie na kieliszek białego wina z lodem o dziesiątej rano? Trudna sprawa, szczególnie w obliczu pierwszego dnia wakacji mojego dziecka, kiedy nadmiar energii wylewa mu się uszami i buzuje, jak w rozszalałym czajniku. Chryste panie, ratuj...
   Mama kobieta, mama żona, mama pisarka, mama kochanka... Uciekam czasami od tej mamy, bo, skubana, najbardziej dominująca. Kocham mojego synka, który potrzebuje mnie dwadzieścia cztery godziny na dobę, choć ma już sześć lat, ale czasami najchętniej wysłałabym go na księżyc.
  Jak to się dzieje, że choć oboje mamy dziecko, mój syn najchętniej używa słowa mama: mama, jestem głodny, mama, gdzie ja byłem, jak mnie nie było, mama, nudzę się, mama, dlaczego ta biedronka taka niemrawa, mama, czy ślimak w skorupie może się zakochać w ślimaku bez skorupy.... mogłabym tak bez końca. Słowo "tata" pada właściwie tylko przy okazji pytania: tata, gdzie jest mama?
   Wygląda na to, że moje dziecko nie czyta gazet ani magazynów, gdzie piszą o nowoczesnym rodzicielstwie, o tacierzyńskich urlopach i nie ma bladego pojęcia, że dzisiaj bycie ojcem, jest trendy i ojcowie sie nie wymigują. Mama ma być i koniec!
    A przecież tata stara się jak może: jeździ z synem na rowerze, skacze na trampolinie ryzykując zadyszkę, czasem nawet posunie się do tego, że karmnik dla ptaków zbuduje, choć ani przyjemności ani talentu. Nic z tego, odpada w przedbiegach, gdy na scenę wkracza ONA, znaczy się ja: Mama.
    Jakoś nie kręci mnie ta wszechmogąca MAMA, zwłaszcza, że nie wiem, jak to jest z tymi ślimakami, a to i tak pytanie z serii tych łatwiejszych :)
    Przede mną wakacje mojego dziecka i nieustanny słowotok, który uprawia z upodobaniem od kiedy nauczył się budować zdania. Próbowałam przekupić go forsą: dwa złote za dziesięć minut bez pytań. Nie udało się. Wytrzymał pięć minut i zażądał złotówki. Zapłaciłam z nadzieją, że w końcu dojdziemy do godziny.
Daj Boże!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz