czwartek, 27 września 2012

Na wschód od Wisły.

   Trochę już ochłonęłam po tym milionie intensywnych emocji. Napisałam ostatnim razem, że nabrałam apetytu na nagrodę, ale nie przypuszczałam, że nagroda nabrała apetytu na mnie :) Z perspektywy mojego biurka, przy oknie wychodzącym na las, życie zawsze toczy się gdzie indziej. A tu hop siup i znalazłam się w samym jego środku. Scena, reflektory świecące prosto w oczy, gratulacje, obce twarze wokół - miałam wrażenie, że to sen, i to z gatunku tych przerażających. Okazuje się, że sukces czasem trudno unieść.
   Dałam radę głównie dzięki życzliwym ludziom (Agnieszko, Mariolu, Madziu i Kubo, trudno wszystkich wymienić:))
     I właściwie o tym miał być ten wpis. Mieszkam na zachód od Wisły i tak się jakoś stało, że nigdy nawet nie zbliżyłam się do wschodniej granicy Polski. Myślałam, że ludzie wszędzie są tacy sami: nieżyczliwi przechodnie, kobieta, gotowa zabić wzrokiem tylko dlatego, że stanęłam pierwsza przy pustej kasie, której ona nie zauważyła, burkliwa pani w sklepie, oficjele z ego rozdętym do granic możliwości, taksówkarz, który ma taką minę, jakby siedział tu za karę, niemiła urzędniczka przebrana w kostiumik Pani Mądralińskiej, patrząca na petenta z wyżyn swojego intelektu, dyrektor powiatowego domu kultury, z którym trzeba się umawiać przez dwie sekretarki...  Jednym słowem - codzienność, do której jestem przyzwyczajona. Kilka lat temu, w Poznaniu, niemal na środku ulicy wyrzucił mnie z taksówki kierowca, ponieważ paskiem od sandała zahaczyłam o pokrętło fotela i urwałam jakąś małą, plastikową część. Nie zdążyłam nawet zaproponować, że pokryję koszty. Ech życie, ech ludzie....
   W Siedlcach na każdym kroku byłam zaskakiwana ludzką życzliwością. Począwszy od przemiłej pani wiceprezydent, a skończywszy na równie przemiłej pani, wymieniającej w hotelu ręczniki. Taksówkarz z życzliwym usmiechem nosił za mną walizkę i czekał w holu, żebym nie musiała dźwigać jej po schodach!  Kasjerka na dworcu nie mrugnęła nawet okiem, kiedy nie mogłam się zdecydować, czy chcę płacić kartą czy gotówką. Czekała cierpliwie i nie skrzywiła sie nawet wówczas, gdy zdecydowałam się na gotówkę, po czym okazało się, że jej  nie mam. Z usmiechem na twarzy anulowała bilet i wychylając się z okienka pokazała mi gdzie jest bankomat. No, doprawdy, ja na jej miejscu już dawno straciłabym do siebie cierpliwość :)
    Refleksja przyszła szybko: matko jedyna, gdzie ja mieszkam w takim razie! Do tej pory gotowa byłam sądzić, że to moja osoba wyzwala w ludziach jakieś niezdrowe instynkty; może nieświadomie szczerzę zęby, albo posyłam wrogie, zaczepne spojrzenia i do tego spod byka. Kto wie, człowiek jak się zamyśli przestaje kontrolować mimikę. Poprosiłam męża, żeby mi w takiej chwili, z zaskoczenia zrobił zdjęcie. I co? I nic. Wyglądam raczej głupio niż groźnie. Można by oczywiście pójść dalej tym tropem, w końcu głupota również potrafi wzbudzać agresję, ale bez przesady, aż tak kretyńsko chyba nie wyglądam :)
    Jeśli więc optymistycznie przyjąć, że problem nie mieszka we mnie, to znaczy, że mieszkańcy terenów na wschód od Wisły są po prostu, po ludzku i zwyczajnie, życzliwi. Wniosek wydał mi się być nieco na wyrost, więc postanowiłam popytać znajomych. W końcu niemożliwe, żeby jedna, niechby nawet i duża rzeka, tak zmieniała ludzi. Po kilku dniach nagabywania bliższych i dalszych okazało się, że większość ma podobne refleksje.
    Moja przyjaciółka, zajmująca się szkoleniami i krążąca w związku z tym po całej Polsce powiedziała mi, że kiedy już minie Warszawę zyskuje pewność, że ktoś podjedzie po nią taksówką na dworzec, ktoś w przerwie szkolenia zaprosi na obiad, (bo pani, bidulka, tak się namęczyła), a na sali, w której odbywa się wykład znajdzie szklankę z wodą. Im mniejsze i bardziej wschodnie miasto - tym więcej empatii, serdeczności i ciepła.
     Kolega, którego firma wysłała do Białegostoku na miesięczne praktyki traktował wyjazd jak zesłanie na Sybir. Był blady ze strachu, że nie znajdzie tam sensownego pubu, sklepu, a jeszcze nie daj boże, nie będzie żadnego coffee sklepu... Po miesiącu nie chciał wracać. W nosie miał sklepy, puby i inne takie, w które oczywiście Białystok obfituje. Nie chciał wracać, bo, jak twierdził, w żadnym miejscu nie czuł się tak dobrze i nigdzie nie spotkał takiego zagęszczczenia na metr kwadratowy ludzi pozbawionych zawiści.
    Może to przypadek, że kolejne trzy osoby podzieliły się ze mną podobnymi doświadczeniami, być może to wyidealizowany obraz, ale strasznie mi żal, że nigdy nie znalazłam w sobie chęci, żeby poznać ten kawałek Polski, że zbyt łatwo przyjmowałam idiotyczny podział na Polskę A i B. Coś mi się wydaje, że linia podziału może i biegnie Wisłą, ale dotyczy serdeczności, otwarcia na człowieka i bezinteresownej dobroci, które to cechy powoli, ale skutecznie przenoszą się za rzekę. Mariolu, przeprowadzam się!
P.S.
Agnieszka mieszka wprawdzie w Krakowie, ale zważywszy na jej kordialność, to musi być wschodni brzeg Wisły:)
   

poniedziałek, 10 września 2012

Rzeka zimna

   Miłe września początki, chciałoby się napisać, parafrazując Krasickiego, ale z tyłu głowy stuka obawa o żałosny koniec. Co tam, ewentualnie potem się będę zamartwiać :)
   Ledwo wróciłam z wakacji, a tu czekała zaskakująca niespodzianka w postaci informacji, że "Rzeka zimna" została nominowana w kategorii Pióro na Festiwalu Literatury Kobiecej Pióro i Pazur, który odbędzie się w Siedlcach 22 września. Pojęcia nie miałam, że w ogóle została zgłoszona, co ma swoje dobre strony, bo nie spędzało mi to snu z powiek :)  W związku z tym, że nie należę do autorek, nazwijmy to umownie "się udzielających" w różnego rodzaju branżowych przedsięwzięciach stadnych, ze względu na chorobliwie rozwinięty indywidualizm, rzadko mam okazję obcowania z czytelnikami. Dlatego takie nominacje są dla mnie przede wszystkim zaskoczeniem: kurczę, ktoś to jednak czyta! 
   Wiem, brzmi jak kokieteria. Jednak kiedy na różnych forach i facebookach w kółko przewijają się te same nazwiska pisarek, które wiedzą, że w taki sposób trzeba budować sobie markę, człowiek zaczyna mieć wrażenie, że świat pisarski składa się jedynie z kilkunastu tworzących. A wystarczy po prostu ograniczyć wizyty w wirtualnym świecie :) W każdym razie trzymajcie kciuki; nominacja nominacją, ale tak się tym faktem rozbestwiłam, że nabrałam ochoty na nagrodę!